W męskim gronie, facetom (zwłaszcza tym nieszczęśliwym) nieraz zdarza się żartować, że czasem taniej jest po prostu skorzystać z usług profesjonalistki, niż starać się zaciągnąć dziewczynę do łóżka konwencjonalnymi metodami. Cóż, kiedyś może i owszem, jednak dziś ta prawidłowość nie jest już aktualna - wierzcie lub nie, ale cena seksu mocno spadła! I nie chodzi tu o prostytutki...
Nim jednak przejdziemy do opisu wpływu makro i mikrootoczenia ekonomicznego na cenę seksu, warto wcześniej wyjaśnić, co to tak właściwie jest oraz kto ją ustala - bank centralny, rząd, a może MFW? Na łamach "NY Post", Kathleen Voss z Uniwersytetu w Minnesocie wyjaśnia, że "Cena seksu to zbiór działań, jakie jedna strona musi przedsięwziąć, by zaciągnąć do łóżka drugą stronę. A więc w praktyce wydatek ten może sprowadzać się do zakupu pojedynczego drinka, lecz równie dobrze, aby osiągnąć cel, konieczny może być zakup obrączki." Pani doktor dodaje, że każdy mężczyzna ma inne metody oraz różną skuteczność, jednak ostatecznie seks wycenia się poprzez zsumowanie wszystkich wysiłków, jakie dany facet musiał podjąć by wejść w kontakt intymny z daną kobietą. I to właśnie jest cena seksu.
Naturalnie, podobnie jak cena innych dóbr konsumpcyjnych, tak i cena seksu podlega fluktuacjom - zmienia się w czasie i reaguje wahaniami na określone czynniki. Jakie? W grę wchodzą tu, przede wszystkim: podaż, popyt, technologia, outsourcing oraz sytuacja makroekonomiczna. W efekcie, ostatnio naukowcy podali do wiadomości, że cena seksu w 2011 roku jest najniższa od dawna, a to głównie ze względu na rozwiązłość dzisiejszych kobiet - w USA 25% pań ma "wskakiwać do łóżka" nowo poznanych mężczyzn już w pierwszym tygodniu znajomości. A więc podaż jest ogromna. Więcej, specjaliści uważają, iż koszt seksu spadł tak drastycznie, że 30% facetów praktycznie nie musi robić nic (czytaj: nie ponoszą oni żadnych wydatków), by wchodzić w intymne interakcje z kobietami. Ale dlaczego tak się dzieje - co się zmieniło?
Pozostańmy jeszcze na chwilę przy kwestii podaży - okazuje się bowiem, że ta znacznie przerasta popyt. Redaktorzy "NY Post" zauważają, że już na uniwersytetach kobiety przewyższają liczbą mężczyzn, nawet dwukrotnie, dlatego rodzi się między nimi konkurencja - swoista walka o facetów. Później natomiast, na dalszym etapie życia - kiedy dana dziewczyna odbiera dyplom i przenika do środowiska ludzi z wyższym wykształceniem, tam także dominują kobiety - jest ich więcej, przez co nie mogą sobie pozwolić na "kuszenie i wodzenie za nos" płci przeciwnej. I właśnie ten aspekt jest jednym z podstawowych założeń tzw. "seksualnej ekonomiki", tłumaczy on bowiem, dlaczego koszt seksu różni się w zależności od położenia geograficznego.
I tak, w państwach gdzie króluje równouprawnienie, a kobiety mają nieograniczone możliwości - podobnie jak faceci - seks jest najtańszy. Natomiast miejscach, w których płeć piękna plasuje się wyraźnie niżej w hierarchii społecznej, seks dla dziewczyn staje się ich jedyną "bronią", którą mogą coś ugrać - jak np. małżeństwo i dostatek dla swojego potomstwa. Owszem, zdajemy sobie sprawę, że takie skrajnie nieromantyczne podejście może budzić wybitnie negatywne emocje, jednak jak przekonuje Roy Baumeister z Uniwersytetu Stanowego na Florydzie, ta teoria po prostu się sprawdza.
"Kobieca seksualność wzbogacona jest o pewną dodatkową wartość, w przeciwieństwie do męskiej. Ponadto, to panowie bardziej pragną seksu. Dlatego, w zasadzie facet już od wieków wymienia różne dobra za seks z kobietami. Kobiety z kolei, handlują seksem w zamian za uwagę, promocje, pieniądze, czy opiekę", mówi Baumeister na łamach "USA Today". Jednocześnie - przeciwnikom takiego podejścia - przypominamy, że instytucja małżeństwa z miłości powstała dopiero kilka setek lat temu. Wcześniej pary kojarzono w taki sposób, aby sakramentem pieczętować interesy.
Powróćmy jednak jeszcze na chwilę do spadającej ceny seksu na zachodzie. Jak wiadomo, tam - w myśl założeń "seksualnej ekonomiki" - seks w zasadzie już od pięćdziesięciu lat nieustannie tracił na wartości, jednak dzisiaj jego cena notuje naprawdę skokowe spadki. Aby wyjaśnić ten mechanizm, nie wystarczy zadowolić się jedynie kwestią wzmożonej podaży - należy wspomnieć tu także o zdobyczach technologicznych, które przyczyniły się do pogłębienia tego trendu: a więc porno w jakości HD, darmowe zdjęcia i filmy w sieci itp. Warte odnotowania są również upadające morale społeczne, które owocują zwiększonym spożyciem alkoholu, który to z kolei ułatwia przełamywanie barier. No i nie zapominajmy o dziwnych tworach socjologicznych, typu "friends with benefits" (przyjaźń z bonusami, gdzie bonusem jest seks).
Wszystko to sprawia, że seks tanieje i coraz mniej mężczyzn godzi się na zapłatę najwyższej możliwej ceny za przyjemność - a za taką uważa się małżeństwo. "Jeśli dla jakiegoś młodego mężczyzny seks od początku jego dorosłego życia był towarem bardzo łatwo dostępnym, a do tego tanim, to co musiałoby go skłonić do uiszczenia kwoty tak dużej, jak cała przyszłość z daną kobietą?", pyta retorycznie socjolog z Uniwersytetu w Teksasie, Mark Regnerus. A czy istnieją jakieś wyraźne implikacje opisanych tu prawidłowości seksualno-ekonomicznych, czy to jedynie kolejne czcze wywody naukowe? Cóż, w USA - już od przeszło dekady - maleje odsetek żonatych w wieku 25-34 lata. Z każdym rokiem o 1%. Czy to faktycznie zgubny wpływ taniego seksu? A jak kształtuje się cena seksu w Polsce - czy jesteśmy konkurencyjni pod tym względem?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz