wtorek, 14 lutego 2012
Przyłapani na seksie. Co za to grozi?
W przebieralni, w windzie, w samochodzie, na balkonie, na plaży, na basenie, w saunie – wszędzie, byle nie w łóżku. Niektórzy uwielbiają kochać się w miejscach, gdzie ryzyko tego, że zostaną nakryci, jest spore. Seks w miejscu publicznym jest niezwykle podniecający i ekscytujący, ale może się też wiązać z wieloma problemami… Każdy z nas, nawet jeśli nie spróbował, to na pewno fantazjował o tym, by uprawiać seks gdzieś poza domem. Filmy czy książki podrzucają nam gotowe scenariusze i dlatego najczęściej mamy podobne pomysły. Seks w deszczu na łące czy nocą w budce telefonicznej, gdzieś za granicą, może być bardzo ekscytujący. Niestety, dla tych, którzy mają mniej szczęścia, może się jednak łączyć z przykrymi konsekwencjami… Dlaczego lubimy uprawiać seks na zewnątrz? Powodów może być wiele: - Ludzie robią różne rzeczy z czystej ciekawości. Wiemy, jak to wygląda w łóżku, chcielibyśmy zobaczyć jak będzie na plaży – mówi seksuolog z poradni MAGO Arkadiusz Bilejczyk. - Pary, które spotykają się ze sobą od niedawna, odczuwają silną chemię i najchętniej uprawiałyby ze sobą seks bez przerwy, dlatego wtedy zdarza się, że nie zwracają uwagi na otoczenie, tylko chcą to zrobić, więc robią. W takiej sytuacji po prostu ponosi nas namiętność – mówi seksuolog. Z kolei w związkach z długim stażem, seks w miejscu publicznym może być sposobem na walkę z rutyną. - Kiedy po latach znowu wychodzimy na zewnątrz, sprawiamy, że seks staje się bardziej ekscytujący, a dodatkowo odświeżamy emocje z początku naszej relacji. Można powiedzieć, że to pewnego rodzaju regres: zróbmy tak, jak za dawnych lat. Wówczas taka chwila szaleństwa działa na nas jak afrodyzjak – wyjaśnia specjalista. W skrajnych przypadkach możemy mieć do czynienia z czymś, co powoli zaczyna przypominać zaburzenia, ale o to powinniśmy się martwić tylko wtedy, kiedy nasz partner właściwie w ogóle nie chce uprawiać seksu w domu. – Rzeczywiście, zdarza się, że to zaczyna zakrawać na ekshibicjonizm i nie chodzi o testowanie nowych miejsc, a raczej o szansę na to, że zostaniemy nakryci. Jeśli jednak jest to po prostu jedna z naszych fantazji, którą chcemy raz na jakiś czas zrealizować, to nie ma w tym nic złego. Niepokoić się należy tylko wtedy, gdy to się zdarza zbyt często i nasz partner właściwie w ogóle nie jest zainteresowany normalnym stosunkiem – mówi seksuolog. Gdzie najczęściej bywamy przyłapani? Tak jak już wspomnieliśmy, można by ułożyć listę miejsc, gdzie najczęściej decydujemy się uprawiać seks. Jest to spowodowane dwoma czynnikami: po pierwsze - robimy to tam, gdzie zwyczajnie poniesie nas namiętność, po drugie – wybieramy miejsca, które widzieliśmy na filmie, teledysku, w gazecie itp. Dlatego w pierwszej sytuacji będą to kluby, knajpy, kino, park albo las, czyli miejsca, w których zazwyczaj umawiamy się na randki. Dodatkowo atmosferę często podkręca alkohol, a wtedy zapominamy o hamulcach. W drugim przypadku możemy mówić o: samochodzie, windzie, plaży, biurze czy przymierzalni w sklepie. Nawet nie zdajemy sobie sprawy z faktu, jak mocno na naszą świadomość i wyobraźnię wpływają media. To za ich sprawą mamy dość podobne fantazje. Wiele osób seks na plaży wymieniłoby na basen - i słusznie, bo lekarze przestrzegają przed bolesnymi otarciami, których można się nabawić właśnie podczas zabaw na piasku. A jeśli basen, to i jacuzzi, i sauna. Dlatego za granicą na tablicy informacyjnej dotyczącej zasad bezpieczeństwa znajdziemy punkt: "NO HARD PETTING". - W klubie fitness, do którego chodzę, jest basen z odnową biologiczną. Jeśli się wybierze dobre godziny, to pływają oprócz ciebie dwie osoby, czasem nawet nikt. Basen jest monitorowany, więc nie odważyłabym się na takie szaleństwo, ale sauna to już zupełnie inna historia – opowiada 29-letnia Beata, która przyznaje się do tego, że lubi ze swoim facetem uprawiać seks poza domem. - Kilka razy zdarzyło nam się skusić na szybki numerek. Wiadomo, że taki seks trwa krótko i nie można tutaj mówić o nie wiadomo jak silnych doznaniach, ale kręci nas myśl, że w każdej chwili ktoś mógłby wejść do środka – wyjaśnia. Jednak za taką nieoczekiwaną wizytę można sporo zapłacić… Mandat lub sąd grodzki Są dwa artykuły, które warto mieć na uwadze w sytuacji, gdy zostaniemy przyłapani na gorącym uczynku: Art. 51. § 1. Kto krzykiem, hałasem, alarmem lub innym wybrykiem zakłóca spokój, porządek publiczny, spoczynek nocny albo wywołuje zgorszenie w miejscu publicznym, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny. § 2. Jeżeli czyn określony w § 1 ma charakter chuligański lub sprawca dopuszcza się go, będąc pod wpływem alkoholu, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności albo grzywny. § 3. Podżeganie i pomocnictwo są karalne Art. 140. KW Kto publicznie dopuszcza się nieobyczajnego wybryku, podlega karze aresztu, ograniczenia wolności, grzywny do 1.500 złotych albo karze nagany. Jak to wygląda w praktyce? Zapytaliśmy o to policjanta patrolującego Park Saski w Warszawie: - Interwencja zdarza się zazwyczaj wtedy, kiedy takie zachowanie zostaje zgłoszone przez osoby trzecie. Mówimy wówczas o kimś, kto jest poszkodowany, zgorszony takim wydarzeniem – wyjaśnia policjant. - W takiej sytuacji zazwyczaj wypisujemy mandat w wysokości 500 złotych (od osoby) za nieobyczajny wybryk zgodnie z art. 140 KW, a w sytuacji, gdy nikt tego nie zgłaszał, ok. 150 złotych za wywołanie zgorszenia w miejscu publicznym zgodnie z art. 51 § 1 KW. Z doświadczenia wiem, że bardzo rzadko kończy się na tym, że sprawa zostaje skierowana do sądu grodzkiego, ale faktycznie zdarzają się takie przypadki – dodaje. Rzeczywiście, zdarzają się i to nie tylko w sytuacji, gdzie faktycznie uprawiamy seks, ale w momencie, gdy nasze całowanie zaczyna przybierać bardzo namiętny charakter, ponieważ takie zachowanie już można uznać za nieobyczajne. Także warto mieć na uwadze fakt, że po to, aby dostać mandat, nie musimy paradować bez majtek. Jednak na seksie możemy zostać przyłapani nie tylko w parku czy toalecie w klubie. Każdy, kto ma dzieci, wie, że również we własnym domu możemy mieć świadków… - Mam dwie córeczki i właściwie każda z nich zaskoczyła nas kiedyś swoją wizytą w dość nieoczekiwanym momencie. Pamiętam, że raz to było z samego rana, a kilka razy w środku nocy. Następnego dnia podczas śniadania musiałam odpowiedzieć na szereg pytań typu: „mamo, a dlaczego tata na tobie skakał?” No i tutaj, w zależności od tego, w jakim były wieku, opowiadałam o tym, że źle się czułam i coś mnie bolało, a tata próbował mi pomóc albo tłumaczyłam, że nic mnie nie bolało i że jak się dwoje ludzi kocha, to czasem chcą się do siebie tak mocno przytulić, że jedno wchodzi na drugie, aby być jak najbliżej – opowiada 37-letnia Ania, mama 10-letniej Oliwii i 8-letniej Zuzi. „Najważniejsze jest to, żeby poświęcić dziecku czas i spróbować w jakiś sposób wytłumaczyć to zajście, bo w przeciwnym wypadku może to źle odebrać i przestraszyć się. Przecież dobrze wiemy, jak to czasem wygląda z boku – jak akt agresji” – specjaliści są zgodni.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz